Moje trzynaście powodów. Studium nieprzypadku.

Szacowany czas na przeczytanie: 25 minut

Nie jestem osobą, za którą mnie uważacie. Nie jestem osobą, którą znacie z mediów społecznościowych. Ale chcę, żebyście poznali mnie i moich „trzynaście powodów”. W końcu.

Piszę ten tekst od ponad dwóch tygodni. Przez niego nie ma mnie w mediach społecznościowych. Łatwo nie jest. Cały czas zaczynam od nowa, redaguje, wykreślam, dopisuję. Wpadam w pułapkę myślenia o sobie jak o marce osobistej, a nie człowieku.

Jak opowiedzieć własną historię, jak pokazać wam studium przypadku, żeby sobie nie zaszkodzić, nie narazić się na ataki, litość albo gloryfikację, pt. „jaki to ja znowu jestem dzielny?”.

Więc zacznę od początku i wyjaśnię Wam swoją motywację do powstania tego tekstu.

Prolog

Stoję przy barze, sączę piwo po prelekcji, nasłuchuję branżowych plotek. W pewnym momencie podchodzą do mnie dwie kobiety po trzydziestce. W rękach trzymają zbindowanego, oprawionego e-booka „Jak pisać, żeby przeczytali. Przewodnik po pisaniu InMaili”. Proszą o autograf, mówiąc że śledzą mnie w kanałach społecznościowych i uwielbiają wszystko, co robię. I chciałyby być kiedyś takie jak ja. I to są dziewczyny w moim wieku. Na innym wydarzeniu dowiaduje się, że kilka osób przyszło „tylko dla mnie”, bo chcą uścisnąć mi dłoń i powiedzieć jak fajny jestem i ile zrobiłem dla nich i dla ich firm. Fajnie, nie? Można poczuć się jak celebryta.

Niedawno znajomy z branży otwarcie nawołuje do kontynuacji i aktualizacji, opublikowanego rok temu, tekstu o depresji wśród przedsiębiorców. A parę miesięcy temu koleżanka prosi mnie, żebym napisał jak być tym Znanym Ekspertem. Jak pojawiać się tak często w mediach, jak pisać tyle i szkolić też co chwila, bo ona też chce być jak ja.

Ale uwierzcie mi na słowo. Nie chcecie być tacy jak ja. A przynajmniej ja nie chcę.

I nie chcę robić aktualizacji tekstu o depresji, bo sama aktualizacja nie wniesie nic nowego, ani do Waszego, ani do mojego życia. Ani pisać kolejnego studium przypadku o tym jak budować markę osobistą. Bo za bardzo wzorujemy się na innych, za bardzo gloryfikujemy ich sukcesy, za mało doceniamy siebie.

Trzynaście powodów

Tym razem chcę żebyście poznali mnie i moją historię. Bo znacie mnie jedynie z mediów społecznościowych. A w tej magicznej rzeczywistości nie ma problemów. Jesteśmy piękni, młodzi, z samymi sukcesami. Mimo, że ten sukces może rodzić się w bólach, mimo że z bólu mógł powstać i droga do niego była wybrukowana cierpieniem.

trzynascie powodow

To najbardziej osobisty tekst, jaki kiedykolwiek napiszę o sobie. Nigdy tak się nie obnażałem emocjonalnie. Przed nikim. Przeczytaj go do końca, jeśli:

  • borykasz się z myślami samobójczymi;
  • myślisz, że nic nie osiągniesz w życiu albo osiągasz ciągle za mało;
  • uważasz, że nie będzie lepiej;
  • twierdzisz, że nie zasługujesz na szczęście;
  • odczuwasz wieczny strach lub poczucie winy.

Nazywam się Grzegorz Miecznikowski. A to moja historia i trzynaście powodów, dla których mógłbym w czasie 32 lat mojego życia po prostu… zniknąć i nie być.

Powód Pierwszy: Poczucie winy

Są takie chwile, kiedy po prostu chcę zniknąć. Nie umrzeć, chociaż tak to brzmi. Zniknąć i pojawić się znowu, kiedy nie będę tak popsuty jak jestem. Kiedy myślę, że tak byłoby dla mnie i dla ludzi, których sobą obciążam. Wiem, że to nieprawda. To nie jestem ja.

To depresja, a na dodatek maskowana. W skrócie depresja maskowana to specyficzny rodzaj zaburzeń depresyjnych, które dają mało charakterystyczne objawy, różniące się od klasycznych symptomów tej choroby. Mogą to być różnego rodzaju bóle, lęki, fobie, natręctwa, problemy z układem krążenia, zaburzenia odżywiania, skłonność do używek i wiele innych. Bardzo trudno jest usłyszeć diagnozę: „ Ma Pan depresję”. Bo dlaczego niby ja miałbym mieć depresję?

Tylko przecież czasem złapie mnie jakiś dołek. Przecież jestem po prostu przemęczony, po prostu dużo się w moim życiu dzieje (dobrego i złego), a jak to się skumuluje to się przeciążam – bo moje problemy zdrowotne, nieudane związki, cholernie przykre dzieciństwo, traumy, problemy rodzinne, dramaty towarzyskie, te wszystkie wyjazdy, praca po godzinach, ta cała presja – to za dużo na zwykłego człowieka. To całkowicie normalne, że mogę mieć dość. Prawda?

I to te momenty, kiedy szlocham bez powodu, zalewając wrzątkiem rozpuszczalną kawę jak wczoraj rano. Są takie poranki, kiedy niedospany, po nocy pełnej koszmarów i bezsenności, chciałbym do kogoś napisać, ale po prostu nie umiem. Są też takie w końcu takie chwile, kiedy zostaje totalnie sam ze sobą i ciszą, kiedy nie ma już nic do zrobienia – mieszkanie posprzątane, spacer zrobiony, praca skończona, posty zaplanowane, blogposty napisane, kiedy chciałbym do kogoś zadzwonić, ale nie mogę, nie jestem w stanie. Wtedy chciałbym „zniknąć”.

Depresję zdiagnozowano u mnie we wrześniu 2018 roku. Prawdopodobnie mam ją od kilku lat. Ukrywała się pod płaszczykiem załamań nerwowych, stresu, wypalenia. Chodzę na terapię. Jest mi lepiej.

Powód Drugi: Finanse

Na początku 2018 roku zrezygnowałem z obsługi klientów agencyjnie – nie ogarniam już sociali i nie robię egzekucji różnych działań marketingowych. Przeszedłem stricte na model consultingowy. Co znaczy, że zająłem się prowadzeniem szkoleniem i doradzaniem oraz tworzeniem strategii dla firm.

I pierwsze miesiące były naprawdę, ale to naprawdę ciężkie. Zwłaszcza po przerwie, którą zaliczyłem w czasie załamania. Mówiąc prawdę, zaczynałem z minusowym stanem konta. Nadal zresztą mam długi za nieudane biznesy i za leczenie.

Pierwsze faktury spływały późno, kolejne się opóźniały. Miewałem dni, a nawet tygodnie, kiedy po starcie musiałem się zapożyczać, żeby mieć „co włożyć do garnka”, żeby mieć na podróże służbowe i wyjazdy na kolejne szkolenia. Trudno było mi zachować w takiej sytuacji jakąkolwiek rezerwę finansową. Taka niepewność, stres, brak poczucia stabilności i bezpieczeństwa, to coś z czym przedsiębiorca, startujący znowu od początku, musi się liczyć.

Mimo, że rok 2019 jest również bardzo aktywny i pracowity czuję się jednak jak Syzyf. Toczę tylko ten kamień i toczę, i nic się specjalnego się nie dzieje. Długów niby mniej, ale kwota jest nadal porażająca. Wynoszą tej chwili prawie 150 tys. złotych. I spłacam je, co miesiąc, karnie. To co mogę. I próbuję oszczędzać, tyle ile mogę. Ale zdarzają się chwile, kiedy są niespodziewane wydatki, faktury jak zwykle przychodzą z opóźnieniem, na koncie minus od minusa i trzeba kombinować. I można tylko załamać ręce.

Powód Trzeci: Nowotwór

Na koniec 2015 roku po raz pierwszy zdiagnozowano u mnie nowotwór szczęki. Mimo, że udało mi się go pokonać, powrócił w najgorszym z możliwych momentów.

Dlatego nie uśmiecham się często, dlatego walczę z kompleksami swojego uzębienia, dlatego też często z powodu zdrowotnych komplikacji rezygnuję z udziału w konferencjach, branżowych eventach i spotkaniach, dlatego też często łapię doła.

W grudniu 2017 roku, a dokładnie w jego pierwszym tygodniu, tuż przed moimi urodzinami, znowu straciłem wszystko. Na nowo musiałem rozpocząć walkę z nowotworem i rozstał się ze mną mężczyzną, z którym planowałem ślub.

A niedawno rozpocząłem ostatni już etap leczenia onkologicznego. Jest ciężko. Są dni, kiedy fizycznie nie mogę wyjść z łóżka. Znowu zacząłem gubić włosy, gorączkuje, muszę posiłkować się lekami. Cześć szkoleń odwołuje z powodu wizyt w szpitalu. Czasem szczęka boli mnie tak, że nie mogę mówić i chodzę po ścianach.

Ale to już ostatnia część tego leczenia. Leczenia, które w gruncie rzeczy przechodzę sam. O ile na początku była to moja świadoma decyzja, żeby nie dopuszczać w tym stanie do siebie ludzi, o tyle teraz – po prostu nikogo nie mam To musi musi być ostatni cykl, bo kolejnego nawrotu nowotworu szczęki nie przeżyję.

Powód Czwarty: Przemoc i strach

Strach jest uczuciem, które towarzyszy mi do dzisiaj i które zdefiniowało moje całe dorosłe życie i to co osiągnąłem. Bo jaki zostawia na psychice, nawet dorosłego człowieka po terapii, podtapianie pod prysznicem w dzieciństwie do utraty przytomności. Albo nauka tabliczki mnożenia, kiedy za każdą błędną odpowiedź twoja głowa uderza z impetem o biurko. Uderza tyle razy, że budzisz się przy tym biurku dwie godziny później, bo nie nikt nie może cię tknąć i przenieść do łóżka, dopóki „lekcja” się nie skończy. I proces nauki się powtarza. Albo wyrzucenia przez okno na wakacjach z pierwszego piętra, strzelanie z pistoletu na kulki, rzucanie o ściany.

Nie jestem wyjątkowy, nie potrzebuję współczucia. Niebieska Linia, szacuje, że nawet do 60 proc. dzieci wychowywanych w rodzinach z problemem alkoholowym doświadcza przemocy. Przemoc domowa i alkoholizm, co najgorsze, nie są zjawiskami marginalnymi.

Dzieci, które doświadczyły przemocy, mają wieczne poczucie winy, bycia niedostatecznie dobrym, dla nikogo. I z tego, tak jak u mnie, może zrodzić się wręcz chorobliwa ambicja. Chęć pokazania, że zasługuję na uwagę, że umiem, że mogę, że jestem w czymś dobry, że zasługuję na docenienie, na to żeby ktoś we mnie uwierzył i że mogę wziąć sprawy we własne ręce, w jakikolwiek sposób pomóc bliskim, ochronić ich, zapewnić cokolwiek.

Przyznaję, że jestem dorosłym dzieckiem alkoholika. Na terapii DDA spędziłem prawie 3 lata.

Powód Piąty: Wykorzystanie seksualne

Około 20- 25 proc. kobiet i 5-15 proc. mężczyzn było wykorzystywanych seksualnie w dzieciństwie. Większość sprawców wykorzystania seksualnego zna się ze swoimi ofiarami. Prawie 30 proc. sprawców to krewni dziecka. I tak było w tym przypadku. Nie mówiłem o tym nikomu, poza swoim terapeutą. Nigdy.

Miałem 6 lat. Spędzałem wakacje u rodziny ojca na wsi. Któregoś dnia jeden z moich nastoletnich wtedy kuzynów zaproponował mi, żebyśmy pobawili się w warsztacie w chowanego. Możecie się domyślić do czego doszło w czasie tej „zabawy”. Byłem molestowany. A potem zastraszony, żeby nikomu o tym nie mówić. A teraz nie wiem jak mam o tym napisać. Czy opowiadać ze szczegółami czy zostawić wszystko w planie ogólnym.

Ważne jest natomiast to że przez kilka lat miałem koszmary, potworne nawracające migreny, nie umiałem „kumplować” się z chłopakami w zerówce ani w podstawówce. Pamiętam, że chyba właśnie wtedy pierwszy raz chciałem się „ulotnić”.

Powód Szósty: Szybkie dorastanie

Droga do miejsca, w którym jestem zawodowo zajęła mi praktycznie całe życie – nauki, robienia, uczenia się. I to droga, która nigdy się nie skończy. Nie wywodzę się z bogatego domu, moi rodzice to nie lekarze, nie prawnicy, nawet nie urzędnicy.

Było u nas biednie. Czasem bez prezentów na Gwiazdkę, czasem obiadu, często bez śniadania i kolacji. I było dość patologicznie. Jako mały chłopiec, który bądź co bądź, był dopuszczany do wszystkich tajemnic budżetu domowego, traktowany bardziej przez swoją matkę jak przyjaciel, szybko musiałem stać się bardziej odpowiedzialny niż powinienem. Szybciej musiałem stać się pomocnikiem i opiekunem, ba!, czasem nawet ojcem dla młodszego o 3 lata brata. Dzieciństwa jako takiego nie miałem.

Moje pierwsze prace

Co prawda, nigdy nie zbierałem śliwek, nie pracowałem w sadzie dziadków. Ale musiałem chciałem i musiałem przede wszystkim zarabiać. Pierwsze prace dostałem bardzo wcześnie i były nijak związane z tym, co robię teraz

W wieku 10 lat i było to prowadzenie programu „Do góry nogami” w TVP. Drugą pracą, za którą cokolwiek zarobiłem, był udział w filmie „Bezpieczny na drodze”. Miałem 11 lat. Ten film o ruchu drogowym dla dzieciaków, dystrybuowany był przez policję do szkół podstawowych (w tym do mojej, miałem więc spore poczucie obciachu). Potem było już gimnazjum, kiedy w sumie nikomu nie chwaliłem się ze swojej działalności „artystycznej”. Zagrałem w kilku odcinkach jakiś seriali, zrobiłem kilka „ogonów”, udało mi się kilka razy coś zdubbingować i wystąpić czy statystować w mniej lub bardziej ambitnych reklamówkach, grałem także w teatrze muzycznym.

Dopiero kiedy nadeszło liceum, usamodzielniłem się i na kilka lat odciąłem od rodzinnych problemów. Totalnie odechciało mi się artyzmu, mimo że jeszcze rozważałem zdawanie na Akademię Teatralną w Warszawie. Zająłem się pisaniem i tak zostałem „korespondentem” lokalnej wolskiej gazetki.

W międzyczasie pracowałem też jako wolontariusz w hospicjum, w Polskim Towarzystwie Stwardnienia Rozsianego, a także czytałem dzieciakom z osiedlowej biblioteki w weekendy swoje opowiadania. Zaraz po maturze był staż w marketingu Colgate & Palmolive, a potem już stowarzyszenie Polis oraz Gazeta Wyborcza. Resztę historii znacie z LinkedIn – zajmowałem się marketingiem sportowym, potem poszedłem do pracy do pierwszej agencji, startupu, aż trafiłem na swoje.

I jestem ambitny, nawet powiedziałbym że chorobliwie. Stąd chęć bycia „uznanym”, pracowania, zarabiania, pokazywania się.

Powód Siódmy: Rozstania i samotność

Odrzucenie to bardzo trudne uczucie, którego doświadczam zbyt często. Zerwane zaręczyny, wiecznie bycie porzucanym w związkach, bo „trawa jest bardziej zielona, gdzie indziej”. Bo gdy okazuje się, że możliwość wejścia w nową romantyczną relację jest jednak spalona, a ty zaczynasz przepraszać, że w ogóle mogłeś mieć do kogoś uczucia czujesz się jakbyś był nic nie warty. Tylko dlatego, że ten ktoś nie jest w stanie ich odwzajemnić, mimo deklarowanej bliskości. I kiedy ten ktoś mówi Ci, niczym mantrę, którą znasz na pamięć po tylu latach prób „zostańmy przyjaciółmi, bo fajny z Ciebie kumpel”. Nie wiesz co zrobiłeś źle, czego tym razem komuś nie dałeś, czy jesteś zbyt mało atrakcyjny albo niedopasowany osobowościowo. Czemu znowu jesteś fajnym kumplem, ale nie nadajesz się na partnera, chłopaka, faceta?

Ostatnie rozstanie przeżyłem bardzo mocno. Mimo że już wszystko wyjaśnione i przebaczone, łapie się na tym, że kiedy chce odruchowo coś napisać coś do osoby, z którą byłem po prostu nie jestem już w stanie. Bo mam dzisiaj wokół siebie innych kochających ludzi, którzy stają za mną murem.

I jestem dumny, że mam przyjaciół, którzy nieważne co robię i jak robię są przy mnie, potrafią postawić mnie do pionu, dać kopa w pupę albo przytulić i pocieszyć. Bez nich nie byłbym dzisiaj w tym miejscu, w którym jestem. A ostatnie rozstanie, przypłaciłbym czymś więcej niż nerwami i milionami łez.

Powód Ósmy: Porażki

Klapą okazało się wiele projektów, które prowadziłem w ciągu kilku ostatnich lat. Spaliłem wiele mostów i zawaliłem współprace z agencją content marketingową, z londyńskim funduszem inwestycyjnym i agencją szkoleniową. Nawet kooperacja z jedną z warszawskich restauracji nieomal skończyła się rozprawą sądową za naruszenie moich dóbr osobistych, a szansa na stworzenie świetnego start-upu w branży e-learningowej bezpowrotnie umknęła. Rok 2016 w ogóle minął pod znakiem wycofania zawodowego z powodu wstydu i braku sukcesów. Szukałem też siebie na nowo, kiedy wycofałem się z branży.

Teraz jednak wiem, że zrobiłem dobrze, bo zobaczyłem, kto jest moim prawdziwym znajomym, ilu mam przyjaciół. Nauczyłem się też wiele o biznesie, co dzisiaj pozwala mi prowadzić efektywnie własną agencję i pozyskiwać nowych klientów.

Powód Dziewiąty: Bycie LGBT+

Przez wiele lat uważałem, że byłem gorszy, bo byłem „inny” – nie grałem w piłkę, nie plułem, bardzo dużo czytałem, także literatury, która nie była zbyt poważna dla chłopca w moim wieku. Płaciłem za to słono w uszkodzeniach ciała, pobytach w szpitalu, a przez to opuszczonych lekcjach, wyjazdach szkolnych czy w zajęciach teatralnych. Wielokrotnie byłem poturbowany tak, że nie mogłem się ruszać.

Z moim biologicznym ojcem nie mam kontaktu od wielu lat. Ostatnią rozmową odbyliśmy pewnie jakieś 9, 10 a może 11 lat temu. Zadzwonił do mnie na służbowy telefon, który znalazł w internecie, na stronie agencji w której wówczas pracowałem. Zaczął mi mówić, że jestem śmieciem, że „zabiera mi nazwisko” i że mnie nienawidzi, bo robię pośmiewisko z całej rodziny, będąc tym kim jestem, czyli wstrętnym pedałem, nieudacznikiem, kimś kto nie osiągnie nic i może lepiej dla całego świata jeśli szybko umrze na AIDS czy inną chorobę, na którą tam „pedałki umierają”.

Coming out zrobiłem dopiero w 2007 roku. Jak widzicie, nie zawsze byłem odważnym, silnym i pewnym siebie facetem, który wie czego chce. Potrzebowałem trochę czasu, żeby zrozumieć, że tak jak ktoś posiada niebieskie oczy albo kręcone włosy i jest to naturalne, tak samo może być gejem i jest to też naturalne.

Powód Dziesiąty: Brak wiary w siebie

Nie jestem pewny siebie. Wbrew pozorom myślę o sobie – gruby, nieatrakcyjny, brzydki. Nie jestem też tak mądry, jak wszyscy myślą. Mimo, że niektórzy uważają mnie za eksperta, nie czuję się nim. Nie mam tej pewności. Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo niepewny swojej wiedzy, doświadczenia, przed doradzeniem czegokolwiek klientowi sprawdzam dane, statystyki kilkanaście razy, robię porządny research rynkowy.

Im jestem starszy, tym jestem mniej jednocześnie mniej pewny siebie i mniej uważający sam siebie za eksperta.

Powód Jedenasty: Narkotyki

Kiedy chciałem zapomnieć o bólu, także tym własnego istnienia, nadużywałem alkoholu i narkotyków – zarówno twardych jak i miękkich.

Dlaczego o tym piszę? Bo jest mi wstyd, że zamiast wziąć byka za rogi, uciekałem, próbowałem zapomnieć, wolę zapić, zamiast polegać na ludziach – lekarzach, przyjaciołach, rodzinie, ale przede wszystkim na samym sobie. Tak, byłem uzależniony. I zrobiłem z tego powodu bardzo, ale to bardzo wiele głupot, krzywdząc bliskich mi ludzi.

Powód Dwunasty: Bodźce i emocje

Bodźce póki co, zarówno pozytywne i negatywne, muszę ograniczać. Bo jak się okazuje emocje, które mnie dotykają, od kilkunastu miesięcy trafiają we mnie dużo mocniej niż powinny i dużo mocniej niż powinienem, odbieram wiele sytuacji. Nie żyję więc pełnią życia tak jakbym chciał. I to też powoduje dyskomfort. Mimo, że emocje trudno określić jako dobre bądź jako złe. Są sygnałem, który mówi, że coś się w nas dzieje. Emocje są kierunkowskazem tego, jakie nasze potrzeby są bądź nie są zaspokojone. Podążanie za emocjami wspiera dotarcie do własnych potrzeb, i dzięki temu pomaga budować i utrzymywać więzi między ludźmi.

Ale mimo to, kiedy kiedy emocji, uczuć i wydarzeń jest za dużo, są takie chwile, że ta depresja wraca bardzo mocno. Cytując Małgorzatę Halber: „jestem jak zatarty silnik na zaciągniętym hamulcu”.

Powód Trzynasty: Śmierć przyjaciela

Ta historia zaczyna się romantycznie. Jest czerwiec, 2004 rok. To moja pierwsza wizyta w gejowskim klubie. Poznam tam bardzo sympatycznego gościa o imieniu Andrzej. Całą noc przetańczymy i przegadamy.  Tego samego dnia wyjdziemy na kolację i znów przegadamy całą noc, spacerując po Warszawie. Za kilkanaście kolejnych dni, po kilku kolejnych spotkań Andrzej zaproponuje mi spacer brzegiem Wisły. Romantycznie prawda? Powie, że jestem, mimo tak krótkiego czasu, dla niego ważny, że chciałby być bliżej mnie i nieśmiało, niewprawnie jak na 28-latka, zaproponuje mi chodzenie. Zanim jednak się zgodzę, wyzna mi pewną tajemnicę.

Andrzej zdradzi mi w wielkim strachu, że jest zakażony wirusem HIV. Na samym początku zabrzmi to dla mnie jak wyrok i koniec świata.

Spędzimy jednak ze sobą dwa kolejne, cudowne lata zanim los i praca, nie rzucą nas w różne zakątki świata. Nauczę się wszystkiego, co wiem o bezpiecznym seksie, zakażeniu HIV, AIDS, zacznę interesować się działaniami profilaktycznymi. Andrzej będzie dbał o moje bezpieczeństwo i w żaden sposób nie narazi mnie nigdy na zakażenie wirusem.

Z moją pierwszą miłością, ponownie, spotkam się w 2014 roku, kiedy wróci na stałe do Polski. Nie uda nam się odbudować naszej relacji, mimo szczerych chęci i prób z obu stron. W maju 2016 roku Andrzej popełni samobójstwo z powodu stygmy towarzyszącej HIV i AIDS. Z powodu samotności, niezrozumienia i strachu.

Depresja zabija

Tylko w tym roku cztery osoby z mojego otoczenia popełniły samobójstwo – z powodu depresji, nagonki, prześladowań, z powodu smutku i samotności. Poza tym, że każda z tych śmierci jest tragedią, także dla mnie osobistą. Budzi to we mnie strach. Boję się mimo wszystko śmierci. Zastanawiam się czasem czy będzie taki moment, w którym to ja dostanę takie bodźcie, że nic nie powstrzyma mnie już przed taką decyzją. Bo w ciągu kilku ostatnich lat w moim bliższym i dalszym otoczeniu, aż dziewięć osób popełniło samobójstwo. Dziewięć wspaniałych osób przegrało z depresją.

W tym sezonie… Czuję szczęście

Naprawdę mam fajne życie, dużo podróży, super znajomi i przyjaciele. Przeglądam teraz swoje wpisy z Facebooka, LinkedIn i Instagrama od początku tego roku i sam sobie zazdroszczę. Bo fajny jest ten Miecznikowski. Ten Znany Ekspert.

Zasadniczo biorąc pod uwagę okres od stycznia do dzisiaj, w mediach pojawiłem się 28 razy jako ekspert – pisałem artykuły, udzielałem wywiadów i dawałem eksperckie wypowiedzi. Gościłem też jako prelegent na 10 otwartych eventach (w tym na Czwartkach Social Media, LinkedIn Local czy Networkingusie). Poprowadziłem 6 webinarów i live’ów oraz jestem współautorem 3 kursów online.

Kilkukrotnie wylądowałem też w tym roku w zestawieniach różnych branżowych ekspertów czy nawet najciekawszych biznesowych blogów. Poprowadziłem też 51 szkoleń i udzieliłem 23 konsultacji, a 3 klientów za konsultacje fakturuję co miesiąc.

Oznacza to, że:

  • w mediach pojawiam się średnio 3 razy w miesiącu wypowiadając się na tematy związane z LinkedIn, marketingiem LGBT+, social mediami;
  • przynajmniej raz w miesiącu wykładam na eventach otwartych;
  • w miesiącu prowadzę średnio 6 szkoleń i mam dwie konsultacje w pakietach kilkugodzinnych lub miesięcznych dla klienta;
  • mam średni powtarzalny miesięczny przychód na takim poziomie, który starcza mi już na spłaty długów i życie.

Mam powody do dumy, nie tylko trzynaście powodów

Blog i strona www.grzegorzmiecznikowski.pl także się krecą fajnie! Od stycznia do sierpnia to 72 927 wyświetleń a średnia miesięczna sprzedaż ze sklepu internetowego wynosi 324,70 PLN. Nie jest to wiele, ale totalnie nie robiłem dystrybucji poza swoimi kanałami. A no i w ogóle ten hasztag #ZnanyEkspert, mimo że część osób traktuje go, w przeciwieństwo do mnie na poważnie, jakoś się przyjął i w sumie, mimo że mam z niego śmieszki, dołączył do moich znaków rozpoznawczych.

A! No i wydałem też e-booka. Kilka miesięcy temu udostępniłem Wam przewodnik po pisaniu wiadomości InMail na LinkedIn. Przez ten czas e-book został pobrany 2236 razy. 4 posty, które opublikowałem na jego temat na LinkedIn uzyskały łączny zasięg prawie 280 tys. wyświetleń i prawie 1198 komentarzy. Dostałem od Was także niezliczone wiadomości na skrzynkę prywatną, a moja sieć kontaktów powiększyła się o 964 osoby. I to wszystko bardzo ładne statystyki, które świetnie łechczą ego. Nadal uważam, że warto dzielić się wiedzą, za darmo. Wielu z Was pisało, że takiego e-booka powinienem sprzedawać, a nie rozdawać. Natomiast, dzięki e-bookowi, zostało wykupionych u mnie także 11 szkoleń, prelekcji i wykładów na łączną kwotę 31 tys. złotych.

Trzynaście powodów

Mój kalendarz wypełnia się powoli już także na przyszły rok. Występuję na największych konferencjach w Polsce. Dostałem nawet zaproszenie na dwie konferencje za granicą.

Biznes się kręci, podróżuję, zbieram pochwały od zadowolonych słuchaczy wykładów i prelekcji, szkoleń i klientów, którzy dzięki współpracy ze mną jeszcze mocniej podkręcają swoje przychody i sprzedaż i polecają mnie dalej, skoro wychodzę ze swoich długów – powinienem czuć spełnienie, radość, dumę.

I rzeczywiście je czuję.

Jestem ogólnie bardzo zadowolonym człowiekiem. Uśmiecham się, opowiadam dowcipy, służę ramieniem wszystkim dookoła, pozyskuję nowych klientów, pojawiam się na biznesowych meetupach, doradzam, tańczę, śpiewam, imprezuję, chodzę na randki. Jest mi naprawdę dobrze!

Wiem też już, że mogę mieć i udane życie, i fajną pracę i projekty, wiem że mogę się uśmiechać, być bardzo aktywnym… a jednocześnie mieć depresję i swoje własne traumy. Ale to życie zbudowałem sobie sam, w mozole. Poświęcając bardzo wiele rzeczy, starając się być lepszym każdego dnia, zaharowując się. Mimo, że i ja mam trzynaście powodów i sporo przejść na koncie, przeżyłem. I dzisiaj czuję się szczęśliwy.

Epilog: Każdy ma swoich trzynaście powodów

Według badań Michaela Freemana z University of California na depresję cierpi, aż 1 na 3 biznesmenów. Według statystyk i badań przeprowadzonych w Polsce każdego dnia szesnastu Polaków odbiera sobie życie. Na depresje choruje aż 1,5 mln ludzi.

Cały czas uważamy, że osiągnęliśmy za mało, że nie jesteśmy jeszcze tak bogaci, nie pracujemy tyle ile powinniśmy na ten sukces i nie jesteśmy wystarczająco szczęśliwi. Ale pora w końcu zacząć być szczęśliwymi… i pora zacząć rozmawiać o problemach, zamiast zamiatać je pod dywan.

Poza tym cały czas chcemy być inni. Chcemy być jak jakikolwiek inny „znany ekspert”. To największa pułapka myślenia, w którą możemy wpaść. Nie wiem kim jesteś i nigdy nie będę zakładał z góry, co mogło cię spotkać. Czy jest Ci trudno, czy łatwo. Każdy z nas ma własną historię. Każdego z nas ukształtowało co innego.

I nawet jeśli jest Ci ciężko dzisiaj, jutro może być zdecydowanie lepiej. Można wyjść ze wszystkiego. Można czuć się dobrze, mimo wszystko i być szczęśliwym – mieć przyjaciół, fajną pracę, osiągać sukcesy – zawodowe i prywatne.

Tylko należy pamiętać, że to co widzimy na Facebooku, na Instagramie to iluzja. Momenty innych ludzi, a nie ich całe życie.

Poproś o pomoc

Każdy z nas ma swoją własną, unikalną historię, która go ukształtowała.  Czasem ta historia to ciąg traum, czasem gorsze momenty, które pozostawiają nas w strachu, czasem wydarzenia, które nas po prostu łamią w pół. Każdy z nas ma swoje trzynaście powodów.

Łatwiej jest wyobrażać sobie, że jesteśmy kim innym, być jak kto inny. Przez wiele lat patrzyłem na starszych kolegów z branży i chciałem być tacy jak oni. Mieć tak fajne rodziny, tak udane biznesy, tak super życie. Ale nie będę ich miał. Nie będę nimi, bo jestem tylko sobą, niezależnie od tego co chce mi wmówić Instagram, Facebook czy LinkedIn.

Cały czas współpracuję ze specjalistą. Nie wstydzę się tego. O zdrowie psychiczne trzeba dbać tak samo jak o zdrowie fizyczne.

Nie jestem wojownikiem i nigdy nim nie byłem. Ale jeśli mi się udało wyjść z tego wszystkiego, tym bardziej uda się to tobie. Naprawdę może być lepiej!

Wiem, że możesz mieć swoich własnych „trzynaście powodów”. A nawet więcej. Ale jeśli odczuwasz, że cię przerastają, zauważasz objawy depresji, powiadom kogoś bliskiego, lekarza rodzinnego lub lekarza, do którego masz zaufanie.

Nie jesteś sam!

Pamiętaj, że nikt z nas nie jest sam. Nie przeżyłbym pewnie dorosłego życia, gdyby nie pomoc przyjaciół i specjalistów. Jeśli przechodzisz trudne chwile, czujesz że sobie nie radzisz, jesteś lub byłeś ofiarą przemocy fizycznej, psychicznej lub seksualnej, możesz poprosić o pomoc.

Jeśli jesteś osobą LGBT+ i chcesz skonsultować się z przyjaznymi nam profesjonalistami w tym temacie, sprawdź Otwartą Przestrzeń – Centrum Terapii.

A to telefony zaufania dla osób potrzebujących wsparcia:

  • 116 111 / Dajemy Dzieciom Siłę
  • 116 123 / Polskie Towarzystwo Psychologiczne
  • 800 120 002 / Niebieska Linia
  • 800 70 22 22 / Itaka
  • 22 635 93 92 / PONTON
  • 22 628 52 22 / Lambda Warszawa

Jeżeli dotyka Cię dyskryminacja na tle orientacji seksualnej lub tożsamości/ekspresji płciowe możesz skorzystać też pomocy psychologicznej Kampanii Przeciw Homofobii. Umów się mailowo na spotkanie z psychologiem w budynku KPH przy ul. Solec 30a w Warszawie: bezpieczniej@kph.org.pl.

Leave A Reply

Brak produktów w koszyku.