Wysoka cena sukcesu

Szacowany czas na przeczytanie: 12 minut

Wyznaję: mam 31 lat, prowadzę własny biznes i… walczę z paniką, strachem, ale codziennie się uśmiecham i powtarzam wszystkim, że „wszystko jest w porządku”.

Bradley Smith, CEO kalifornijskiej firmy Rescue One Financial, jest w Stanach Zjednoczonych synonimem biznesowego sukcesu. Jego firma cały czas zwiększa zyski. W 2014 roku zarobiła 32 miliony dolarów i urosła o 1400%. Smith i jego firma utrzymują tendencję zwyżkową i pną się coraz wyżej na liście Inc. 500 i (obecnie ROF zajmuje 21. pozycję). Trudno sobie wyobrazić, że kilka lat wcześniej, właściciel jednej z najprężniej działających amerykańskich przedsiębiorstw był na skraju bankructwa i załamania nerwowego.

W 2008 roku, Smith pracował ponad siły, konsultując i próbując naprawić sytuację finansową swoich nerwowych, zrozpaczonych i zadłużonych klientów. Jego chłodne, logiczne i racjonalne podejście, maskowało największy sekret – podzielał ich obawy, strach, rozpacz i bezradność. Zupełnie jak oni, Smith, coraz bardziej pogrążał się w długach.

Stracił wszystkie oszczędności, sprzedał w lombardzie Roleksa (którego kupił za jedną z pierwszych pensji maklera giełdowego), ukorzył się nawet przed własnym ojcem, który całe życie powtarzał mu, że „pieniądze nie rosną na drzewach” i „nigdy nie należy robić biznesów z rodziną”. Smith Senior zgodził się na pożyczenie synowi 10 tys. dolarów na życie, ale tylko pod warunkiem podpisania weksla oprocentowanego 5% w skali roku. Jak wspomina sam założyciel, Rescue One Financial, było to jedno z największych upokorzeń w jego życiu. Jego historia została opisana w głośnym i wielokrotnie nagradzanym tekście z 2013 roku na łamach Inc.com.

Przedsiębiorcy, którzy odnoszą sukcesy stają się bohaterami. Idolizujemy Marka Zuckerberga, Elona Muska, a na polskim podwórku Artura Kurasińskiego czy Michała Sadowskiego. Bo dają dobry przykład.

Ale wielu przedsiębiorców, jak Smith, walczy ze swoimi demonami, strachem, niepewnością i długami. Zanim odnieśli sukces, błądzili w mroku.

Śmierć jest lepszą opcją

I nie każdy z tego mroku wychodzi. W styczniu 2013 roku, samobójstwo popełnił Jody Sherman, założyciel firmy Econom. Rok później dołączył do niego jego kolega Ovik Benerjee. Śmierć Shermana wstrząsnęła środowiskiem startupowym w USA. Na nowo rozpoczęto też dyskutować nad zdrowiem psychicznym przedsiębiorców. Temat powrócił do mediów po dwóch latach od samobójstwa Ilyi Zhitomirskiego, założyciela serwisu społecznościowego Diaspora.

Ale lista ta jest dłuższa. W maju 2015 roku, 31-letnie CEO Cambrian Genomic, Austen Heinz także odebrał sobie życie. W lipcu tego samego roku z dachu nowojorskiego budynku skoczyła Faigy Mayer, CEO Appton. Wspólnik Reddita, 26-letni Aaron Schwartz, powiesił się w 2013.

I o depresji wśród przedsiębiorców się dyskutuje, ale nie tak często jak powinno. Ben Huh, CEO Cheezburger Network w tekście „When Death Feels Like a Good Option” otwarcie przyznał się do myśli samobójczych po klapie swojej pierwszej firmy w 2001 roku. Sean Percival, współzałożyciel MySpace, także przyznał się do depresji i myśli samobójczych i apelował też do przedsiębiorców „When It’s Not All Good, Ask for Help’”.

Brad Feld, dyrektor zarządzający Foundry Group, zaczął blogować na temat swojej choroby w 2013 roku. Borykał się z zaburzeniami całe swoje życie, więc problem nie był nowy. Nie spodziewał się wielkiego odzewu, bo temat depresji wśród przedsiębiorców zamiatany jest pod dywan. Jednak otrzymał setki e-maili. W większości od biznesmenów, którzy borykali się z podobnymi emocjami jak on.

Konfrontacja z wyobrażeniami

Bycie przedsiębiorcą jest stresujące i może spowodować wiele emocjonalnych turbulencji. Po pierwsze, mierzysz się z ryzykiem, że coś nie wyjdzie. Badania GUS potwierdzają intuicyjne przekonanie, że najczęściej swoich sił próbujemy w handlu – ok. 30 proc. powstających przedsiębiorstw to firmy handlowe. Oznacza to, że na rynku pojawia się blisko 80 tys. różnego rodzaju sklepów rocznie. I warsztatów samochodowych, które urząd statystyczny także zalicza do tej kategorii. Ponad 30 proc. z tych „start-upów” kończy działalność już po pierwszym roku, po pięciu latach upada 70 procent.

Biznesmeni często łączą wiele obowiązków, przeskakują z pozycji księgowej do sprzedawcy i muszą borykać się z wieloma problemami – utratą klientów, zwiększeniem się rynkowej konkurencji, problemów z zespołem, a nawet opóźnionymi fakturami.

Nowi przedsiębiorcy często są mniej odporni, bo muszą skonfrontować wyobrażania o byciu przedsiębiorcą ze smutną rzeczywistością, która nie jest taka „glamurna” jak Facebookowe czy Instgramowe opowieści o wielkim sukcesie, sławie i milionach na koncie – dużo więcej się stresują, mniej śpią, nie ćwiczą, źle się odżywiają.

Ale nic dziwnego. Według badań psychologów, większość przedsiębiorców ma podobne cechy osobowości. Na założenie firmy decydują się ludzie, którzy są energetyczni, zmotywowani, kreatywni, bardziej wrażliwi i inteligentni. A to wszystko sprzyja zaburzeniom emocjonalnym – zmianom nastroju, poczuciu desperacji, stresu, utratom motywacji, wahaniom nastrojów, a nawet depresji i myślom samobójczym.

To właśnie druga strona medalu, który nosi większość przedsiębiorców za zwiększanie innowacyjności i PKB. Ta sama pasja, która jest motorem do założenia własnej działalności, startupu, salonu fryzjerskiego albo nawet warsztatu samochodowego, może być też powodem wielu emocjonalnych problemów.

Wstyd się przyznać

Czemu o tym wszystkim piszę? Bo życie też mnie przerosło… i czasem jeszcze przerasta mnie nadal.

Mój pierwszy w życiu epizod związany z zaburzeniami nastroju zaczął się w grudniu ubiegłego roku, a dokładnie w jego pierwszym tygodniu, kiedy wydawało mi się, że straciłem wszystko. Na nowo musiałem rozpocząć walkę z nowotworem i rozstałem się z mężczyzną, z którym planowałem ślub. Nie mówię tutaj o obniżeniu nastroju, kilku dniach beznadziei, walki ze stresem i strachem. Mówię o okresie, w którym nie wychodziłem praktycznie z łóżka, byłem emocjonalnie wypalony i niezdolny do tego, żeby zmobilizować się nawet do wzięcia prysznica.

Radość uciekła z mojego życia całkowicie. Przestałem cieszyć się z nowych klientów i zawodowych wyzwań, nie napisałem, żadnego tekstu na bloga, przestałem jeździć na konferencje, robiłem dla klientów absolutne minimum, a potem, po prostu, wczołgiwałem się z powrotem do łóżka.

Tak właśnie czuje się człowiek przytłoczony życiem. Na dodatek moje długi, także za nowy biznes, leczenie – urosły, a trzeba było je przecież w końcu zacząć spłacać. Pojawiły się też problemy z nieuczciwymi kontrahentami, biurem księgowym, opóźnionymi fakturami – wszystko to sprawiło, że trudno było mi wyjść z bardzo, ale to bardzo ciemnego miejsca, do którego trafiłem.

I czasem jestem w nim znowu ponownie, jako przedsiębiorca i jako człowiek. Kiedy musisz zorganizować kolejny pogrzeb, kiedy okazuje się, że możliwość wejścia w nową romantyczną relację jest jednak spalona, a ty zaczynasz być przerażony i przepraszać, że w ogóle mogłeś mieć do kogoś uczucia, kiedy długi nie maleją i kiedy wokół dzieje się wiele dramatycznych rzeczy na raz – po prostu uciekasz, bo panikujesz.

#JeSuisHalber

Uświadomił mi to tekst Małgorzaty Halber o relacjach. Bo okazuje się, że trochę zdziczałem, nie wychodząc z domu, pracując przez ostatnie miesiące w opór, żeby ratować agencję, pozyskiwać nowych klientów i spłacać zobowiązania na bieżąco. I tak jakoś przez to w relacje międzyludzkie już nie umiem tak jak kiedyś. I okazuje się, że też nie umiem napisać przyjaciołom, że jest po prostu „chujowo” i zaczynam być znowu przytłoczony emocjonalnie wszystkim, co dzieje się dookoła.

Jak każdy przedsiębiorca wpadam w pułapkę myślenia o sobie, jako o marce osobistej albo jako jakimś wzorze do naśladowania. Bo musicie wiedzieć, że każdy z nas cierpi trochę na hypomanię. Uważamy, że jesteśmy jak athleta christi, rycerzami chrystusowymi, którzy tak samo chcą zbawiać świat, naprawiać wszystko i wszystkich dookoła. Ale jesteśmy tylko ludźmi.

Ludźmi, którym ciężko przejść z pozycji „rzygającego tęczą”, „pierdzącego brokatem” i „chwalącego się sukcesami” profilu na Instagramie czy Facebooku, na pozycję zagubionego i nie radzącego sobie człowieka. I trudno się wtedy otworzyć na ludzi i na pomoc.

Jestem jak zatarty silnik na zaciągniętym hamulcu. Wiem, że potrzebuję ludzi a jednocześnie kompletnie nie umiem się do nich zbliżyć w tym stanie, panicznie się tego boję – napisała Małgorzata Halber, a ja mogę się tylko pod tym podpisać.

Podejrzewam, że nie tylko w moim przypadku jakaś dysfunkcyjna część osobowości mówi: „przestań narzekać i użalać się nad sobą, zrób coś ze sobą w końcu!”

I robię. Każdego dnia robię dla siebie coraz więcej i coraz bardziej otwieram się na emocje, które uważałem zawsze za toksyczne. I każdego dnia sobie pomagam i przestaje się wstydzić tego, że po prostu czasem jest ciężko, że nie ogarniam.

Kultura sukcesu

Od grudnia, czego też nie wstydzę się przyznać, chodzę regularnie na terapię. Epizody już rozpoznaje, czasem jest to tylko panika, a czasem naprawdę znajduje się w dość mrocznym zakątkach swojego jestestwa, ale nie jest to nic z czym bym sobie już nie poradził.

Nauczyłem się więc dawać sobie czas i przestrzeń, żeby zadbać także o moje zdrowie psychiczne. Ból psychiczny potrafi być równie prawdziwy co fizyczny i trzeba się nim zająć – dla dobra swojego, dobra swojej firmy i dobra swoich klientów.

Nie ustawiam już budzika na 5 rano (bo o tej godzinie najlepiej startuje mi się z pracą), nie sprawdzam nerwowo maili, nie próbuje walczyć z wydarzeniami, na które nie mam wpływu. Zacząłem też mniej podróżować, zmieniłem dietę i regularnie biegam. Więcej czytam, zaczynam z powrotem spotykać się z ludźmi, na których mi zależy, mniej siedzę przed komputerem. Daje sobie też czas na rozpacz, na czucie żalu i na emocje, które wcześniej jedynie przeszkadzały mi w pracy, ale wypierane i zamiatane pod dywan tylko utrudniały mi funkcjonowanie.

Robię te wszystkie rzeczy, które „propaganda sukcesu” chciała ze mnie wycisnąć. W rzeczywistości stałem się bardziej produktywny i bardziej świadomy siebie i tego czego chcę. I wiem, że nie jestem sam, bo wielu przedsiębiorców i biznesmenów wyznaje podobne uczucia. Porażka stała się czymś czym można się pochwalić, zwłaszcza na własnym blogu i opisać heroiczny wysiłek włożony w swoją przemianę i zażegnanie problemów – tych życiowych i biznesowych.

Ale o ile pivot jest heroiczny, o tyle depresja, posiadanie skrajnych emocji, zaburzenia związane z ich odczuwaniem i walka o przetrwanie każdego dnia już stygmatyzuje przedsiębiorcę – nie tylko w branży ale także wśród klientów. Większość historii sukcesu przedsiębiorców to historie o pokonywaniu własnych słabości, przekraczaniu fizycznych i psychicznych ograniczeń. To opowieści o braku balansu, ale w tym dobrym znaczeniu.

Ale brak balansu zabija. Zabija marzenia, zabija motywację, zabija biznes – mówię to z własnego doświadczenia. Walcząc ze swoimi problemami uzmysłowiłem sobie, że przez trudne czasy można przejść, zdobywając świeżą perspektywę i wymyślając się na nowo. A do tego potrzebny jest czas, harmonia i dystans.

Wszystko jest w porządku

Trudne pytanie: Ile razy powiedziałeś w tym tygodniu, że „wszystko jest w porządku”? Zdanie „jest w porządku” to przykrywka, która nic nie mówi i ma maskować większy problem. Ale poudawajmy dalej, że jesteśmy prawdziwi i że rozmawiamy o „prawdziwych rzeczach”.

W większości, kiedy ludziom jest źle, udają, że wszystko „jest w porządku”. Sam mówiłem dość często. Ale dobrze i w porządku nie jest zawsze. Zatajanie prawdy może być jeszcze gorsze dla przedsiębiorców, którzy próbują udowodnić sobie, światu i najbliższym, że radzą sobie świetnie, że nie odczuwają skrajnych emocji związanych z przejażdżką biznesowym rollercoasterem.

To normalne! Każdy się wkurza, kiedy prezentacja pójdzie nie tak, kiedy klient nie zapłaci albo zrezygnuje… a nawet, kiedy dyniowe latte ze Starbucka rozleje się nam na spodnie. Ale wielu przedsiębiorców, żyje z depresją bądź ma zaburzenia emocjonalne, czasem nawet niezdiagnozowane.

Według badań Michaela Freemana z University of California na depresję cierpi, aż 1 na 3 biznesmenów. Według statystyk i badań przeprowadzonych w Polsce każdego dnia szesnastu Polaków odbiera sobie życie. Na depresje choruje aż 1,5 mln ludzi. Przedsiębiorcy (zarówno mniejsi, jak i właściciele dużych firm) znajdują się w grupie ryzyka, bo stres jest nieodłączną częścią działalności gospodarczej.

Długo myślałem czy ten tekst powinien powstać, czy uprawiać ten rodzaj emocjonalnego ekshibicjonizmu. Zdecydowałem się go opublikować dopiero po rozmowie z kilkoma osobami z branży.

Słowem wyjaśnienia: gdybym sobie nie radził ten tekst by nie powstał. Panuje nad emocjami, a przejażdżki w gorę i w dół biznesowym rollercoasterem już mnie nie przerażają.

Bo może ten problem Cię nie dotyczy, ale niewykluczone, że w przyszłości będzie dotyczył ciebie lub kogoś kogo kochasz. Według badań przedsiębiorcy chorują na depresję cztery razy częściej. Ale depresja jest stygmatyzowana, także przez nas samych.

Cały czas uważamy, że osiągnęliśmy za mało, że nie jesteśmy jeszcze tak bogaci, nie pracujemy tyle ile powinniśmy na ten sukces i nie jesteśmy wystarczająco szczęśliwi.

Ale pora w końcu zacząć być szczęśliwymi… i pora zacząć rozmawiać o problemach, zamiast zamiatać je pod dywan.

5 Comments

  • ulamarcin

    11 czerwca, 2018 - 8:28 am

    Często miewam takie dołki, ale wtedy nawet nie próbuje ogarniać tylko wyłączam się ze wszystkiego. Są dołki, czasem rzutują na niewinne otoczenie i jestem świadoma, potrzebuje nad tym usiąść…Jakie masz sposoby na dołek?

    • Grzegorz Miecznikowski

      19 czerwca, 2018 - 2:57 pm

      Zawsze, kiedy mam „dołek” staram się po pierwsze go zracjonalizować, po drugie przypomnieć sobie dlaczego coś robię i do czego dążę, a po trzecie zrobić coś dla siebie – pójść do kina, wyjść na spacer, spotkać się ze znajomymi, wypić dobrego drinka, cokolwiek co w danym momencie podnosi na duchu i sprawia, że się uśmiecham 🙂

      • Jestem

        25 czerwca, 2018 - 2:04 am

        no i dokładnie o to chodzi! Podniesienie swojej wibracji poprzez radość i robienie tego co się lubi 🙂 wpiszcie sobie na yt „depresja popko” dużo się Wam wyjaśni 🙂

  • Jestem

    25 czerwca, 2018 - 2:02 am

    Trudności, normalna sprawa. Jak obudzisz swoją świadomość energetyczną to zrozumiesz o co chodzi i jak sprostać każdym wyzwaniom na płaszczyźnie fizycznej. Aby to zrobić polecam zabrać się za edukacje i budzenie. Polecam kanał youtube Zbigniewa Jana Popko – popko tv i filmy po wpisaniu w youtube „biznes popko”, „depresja popko”. Znajdziecie też tam dużo kontrowersji jednak jak się przełamiecie to dużo Wam się wyjaśni 🙂 Życie staje się łatwiejsze 🙂

  • Wojtek

    4 września, 2019 - 10:06 pm

    Super tekst

Leave A Reply

Brak produktów w koszyku.